Sokola, mała wieś w województwie lubelskim, to miejsce, które dla Elżbiety i Grzegorza Starowiczów, małżonków w podeszłym wieku, stanowiło nie tylko dom, ale i dorobek życia. Ich prywatny las, usytuowany przy dukcie leśnym, był symbolem ciężkiej pracy, dziedzictwa rodziny i zabezpieczeniem na starość. Niestety, w 2021 roku ich świat legł w gruzach. Po wichurze, która połamała drzewa na działce, nadszedł prawdziwy cios – nielegalna wycinka ich lasu, a walka o sprawiedliwość z systemem, który ich zawiódł, wciąż trwa.
Wichura i początek dramatu
Kiedy w 2021 roku wichura zniszczyła wiele gospodarstw w Lubelszczyźnie, Starowiczowie skupili się na odbudowie swojego domu. Zniszczony dach stodoły, zasypane gruzem obejście, brak oszczędności i nieubezpieczony majątek sprawiły, że musieli natychmiast przystąpić do naprawy. W tym czasie ich las, złożony z 80-letnich dębów i sosen, został zapomniany. Działka, dobrze oznakowana i położona przy dukcie leśnym, była pełna powalonych drzew. Starowiczowie wierzyli, że po wichurze las jest bezpieczny. Niestety, to właśnie ten obszar stał się łupem dla mężczyzny, który ogłaszał się w lokalnej gazecie jako specjalista od wycinki.
Nielegalna wycinka i błąd systemu
Mężczyzna, działając bez pozwolenia i wiedzy leśniczego, bez jakiegokolwiek kontaktu z właścicielami, rozpoczął wycinkę drzew na działce Starowiczów. W dniu 6 stycznia 2022 roku Grzegorz, po sprawdzeniu stanu lasu, wrócił do domu roztrzęsiony, niemal płacząc. Zrozpaczony widokiem zniszczeń, Starowiczowie zgłosili sprawę na komendzie w Rykach. Niestety, mimo dowodów na nielegalną wycinkę, system zawiódł. Policja, po dokonaniu pomiarów drewna, nie podjęła działań przeciw sprawcy, a zamiast tego sugerowała, że to Starowiczowie mogli wcześniej uzgodnić wycinkę z mężczyzną. Kiedy sprawca skontaktował się z małżeństwem, zamiast przeprosin zaproponował kupno drewna po zaniżonej cenie – 300-500 zł za metr sześcienny, podczas gdy jego wartość wynosiła aż 800 zł. Odpowiedź sprawcy była pełna pogardy, a małżonkowie nie chcieli „dogadywać się” z kimś, kto zniszczył ich dorobek życia.
Prokuratura i sądy – zawód systemu
Sprawa trafiła do prokuratury, jednak nadzieje na sprawiedliwość szybko zgasły. Prokuratura rejonowa w Rykach umorzyła postępowanie, uznając, że mężczyzna działał „pomyłkowo” – tłumaczenie to zostało uznane za wystarczającą obronę. Starowiczowie, zdruzgotani decyzją, postanowili walczyć i złożyli zażalenie, a także wydali oszczędności na prawnika. Sprawa trafiła do sądu, jednak decyzja sądu pierwszej instancji była taka sama – sprawca nie poniósł żadnej odpowiedzialności. Ostatecznie, po apelacji, sprawa została zamknięta, a Starowiczowie zmuszeni byli zapłacić 15 tysięcy złotych kosztów sądowych. „Jak to możliwe, że ktoś niszczy nasz majątek, śmieje się w twarz, a my musimy płacić?” – pyta Elżbieta, z trudem powstrzymując łzy. Grzegorz, którego zdrowie pogorszyło się przez stres, ledwo mówi o tej sprawie.
Prawo, które zawiodło
Polskie prawo dotyczące wycinki drzew jest rygorystyczne – w teorii. Zgodnie z ustawą o lasach, każda wycinka w lasach prywatnych wymaga zgłoszenia do nadleśnictwa, uzyskania asygnaty oraz spełnienia rygorystycznych procedur. Starowiczowie przestrzegali tych zasad, uzyskując pozwolenia na drobne wycinki na opał. Sprawca, działając bez żadnych formalności, nie poniósł żadnych konsekwencji. Kluczowym problemem okazała się słaba egzekucja przepisów dotyczących nielegalnej wycinki na prywatnych gruntach. Choć ustawa przewiduje kary za pozyskiwanie drewna bez zezwolenia, w praktyce ściganie takich spraw jest utrudnione, a organy ścigania często umarzają postępowania, uznając brak zamiaru przestępczego, jak w tym przypadku – tłumaczenie „pomyłką”. To doprowadziło do sytuacji, w której sprawca pozostał bezkarny, a Starowiczowie, którzy przestrzegali prawa, stracili wszystko.
Skutki dla małżonków Starowiczów
Skutki tej tragedii są dla Elżbiety i Grzegorza niszczące. Stracili nie tylko las, który miał zapewnić im spokojną starość i bezpieczeństwo, ale także zdrowie i finanse. Długie procesy sądowe kosztowały ich 35 tysięcy złotych, z czego 15 tysięcy to koszty sądowe, które musieli zapłacić, mimo że to oni zostali poszkodowani. Grzegorz, z chorym sercem i po operacji płuc, nie może poradzić sobie ze stresem związanym z całą sytuacją, a Elżbieta, mimo iż stara się być silna, czuje się bezradna i upokorzona.
Apel o zmianę prawa
Historia Starowiczów to nie tylko ich osobisty dramat, ale także sygnał alarmowy dla innych rolników i właścicieli ziemi. Słabość systemu, który nie chroni praw właścicieli prywatnych gruntów, stawia pod znakiem zapytania sprawiedliwość w Polsce. Starowiczowie apelują do władz, by zajęły się lukami w przepisach, które pozwalają sprawcom unikać odpowiedzialności za nielegalną wycinkę, a poszkodowanym każą płacić za cudze winy.
„Chcemy ostrzec innych: nie bądźcie naiwni, pilnujcie swojego majątku, bo system was nie obroni” – mówią zgodnie. Ich historia to krzyk rozpaczy i wezwanie do działania – dla innych rolników, mediów, a także dla każdego, kto wierzy, że sprawiedliwość powinna być fundamentem państwa. W tej sprawie nie chodzi tylko o Starowiczów, ale o przyszłość całej wsi, o to, jak prawo traktuje ludzi uczciwych, którzy przez całe życie pracowali na swoje ojcowizny.Tools
Mat. prasowy.